Namaste ^^
Moi Kochani, mimo że styczeń jeszcze trwa, to przedstawię Wam już trzecią książkową recenzję, i to świeżynkę- "U stóp bogini" to moje drugie spotkanie z Divakaruni. Po raz pierwszy poznałam ją za sprawą "Tłumaczki Snów". Lubię twórczość Chitry i mam zamiar przeczytać jej pozostałe książki. No ale przejdźmy już może do powyższego tytułu- wciąż pachnącego farbą drukarską :)
Tradycyjnie, garstka informacji technicznych:
tytuł oryginału: "Befere We Visit the Goddes"
tłumaczenie: Urszula Gardner
wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
rok wydania: styczeń 2017
ilość stron: 312
"Im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać..."
O czym jest książka?
3 główne bohaterki to kolejno babcia- Sabitri, mama- Bela i wnuczka- Tara. Wszystkie popełniały w życiu błędy, odbijające się echem w przyszłości. Książka rozpoczyna się w momencie pisania ostatniego listu Sabitri do wnuczki, w którym wspomina swoje życie począwszy od dzieciństwa. Szczęśliwy zbieg okoliczności, który wydaje się początkowo paszportem do świata marzeń, zmienia bieg historii, a przekorny los przygotuje własny scenariusz. Od tego momentu już nic nie pozostanie takie samo, zasiane ziarenko nienawiści wykiełkuje chęcią zemsty. Niezagojona rana przysporzy jeszcze większych problemów, dając podwaliny problemu relacji matka- córka, co będzie mieć swoje reperkusje.
Bela- jej relacje z matką nigdy nie były takie jak powinny, sama mając kiepskie relacje ze swoja mama, ma jeszcze gorsze ze swoja córką... Jeden incydent w dzieciństwie zapisał się w sercu dziewczynki, nie pozostawiając dość miejsca dla prawdziwej miłości. Bela nie pozwala uczestniczyć matce w jej życiu, które także się posypie. Jej american dream podobnie się nie spełnił. Interesy męża i jego kumpla Biszu staną ością w gardle odbijając się na wymarzonym wcześniej małżeństwie, mimo że na pozór wszystko wydaje się być ok, to małżonkowie powezmą pewne zamiary w swoich głowach, które zbiorą żniwa.
Tara najbardziej zdegenerowana i chyba nieszczęśliwa z trójki kobiet. Nigdy nie pogodziła się z rozwodem rodziców, po którym definitywnie wyrzuciła z życia matkę. Co odbiło się na jej psychice, boryka się bowiem z pewnym zaburzeniem. Szuka pocieszenia w związku będącym pasmem niepowodzeń i decyzji, których będzie potem żałowała. Dziewczyna spotyka w swoim życiu życzliwe osoby, dzięki którym zaczyna zastanawiać się nad sobą, a będąc w sytuacji zagrożenia życia- wyrzuca z siebie wszystko. To właśnie ona, Tara- po latach odnajduje list od babki, której nigdy nie poznała, o co też miała żal do Beli. Lektura listu okazuje się nie tylko odpowiedzią na wszystkie pytania, ale i swoistym oczyszczeniem- katharsis Sarbitri, rozliczeniem ze sobą i życiem przed śmiercią. Porządki w garażu Beli są niejako odbiciem porządków w życiu, które wiele zmienią.
Książka skłania do refleksji, do zastanowienia się nad sobą, swoimi decyzjami i ich konsekwencjami oraz do pytań, takich jak: jak życie potrafi być zaskakujące, a los kapryśny. Miotanie się z niezamkniętymi sprawami, niewypowiedzianymi słowami. Jak niedopowiedzenia stwarzają złą przestrzeń, psując relacje. Warto też przyjrzeć się swojej osobie krytycznym okiem, bo po potem może być, i zazwyczaj już jest za późno. Jak ważne są zdrowe relacje rodzinne, zwłaszcza z mamą. Jak przeszłość rzutuje na tu i teraz, kładąc się cieniem nawet na kolejne pokolenia. Jak ważna jest szczera rozmowa, wybaczenie. Żywienie urazy potrafi zniszczyć nawet fundamentalne wartości w życiu.
Bela- jej relacje z matką nigdy nie były takie jak powinny, sama mając kiepskie relacje ze swoja mama, ma jeszcze gorsze ze swoja córką... Jeden incydent w dzieciństwie zapisał się w sercu dziewczynki, nie pozostawiając dość miejsca dla prawdziwej miłości. Bela nie pozwala uczestniczyć matce w jej życiu, które także się posypie. Jej american dream podobnie się nie spełnił. Interesy męża i jego kumpla Biszu staną ością w gardle odbijając się na wymarzonym wcześniej małżeństwie, mimo że na pozór wszystko wydaje się być ok, to małżonkowie powezmą pewne zamiary w swoich głowach, które zbiorą żniwa.
Tara najbardziej zdegenerowana i chyba nieszczęśliwa z trójki kobiet. Nigdy nie pogodziła się z rozwodem rodziców, po którym definitywnie wyrzuciła z życia matkę. Co odbiło się na jej psychice, boryka się bowiem z pewnym zaburzeniem. Szuka pocieszenia w związku będącym pasmem niepowodzeń i decyzji, których będzie potem żałowała. Dziewczyna spotyka w swoim życiu życzliwe osoby, dzięki którym zaczyna zastanawiać się nad sobą, a będąc w sytuacji zagrożenia życia- wyrzuca z siebie wszystko. To właśnie ona, Tara- po latach odnajduje list od babki, której nigdy nie poznała, o co też miała żal do Beli. Lektura listu okazuje się nie tylko odpowiedzią na wszystkie pytania, ale i swoistym oczyszczeniem- katharsis Sarbitri, rozliczeniem ze sobą i życiem przed śmiercią. Porządki w garażu Beli są niejako odbiciem porządków w życiu, które wiele zmienią.
Książka skłania do refleksji, do zastanowienia się nad sobą, swoimi decyzjami i ich konsekwencjami oraz do pytań, takich jak: jak życie potrafi być zaskakujące, a los kapryśny. Miotanie się z niezamkniętymi sprawami, niewypowiedzianymi słowami. Jak niedopowiedzenia stwarzają złą przestrzeń, psując relacje. Warto też przyjrzeć się swojej osobie krytycznym okiem, bo po potem może być, i zazwyczaj już jest za późno. Jak ważne są zdrowe relacje rodzinne, zwłaszcza z mamą. Jak przeszłość rzutuje na tu i teraz, kładąc się cieniem nawet na kolejne pokolenia. Jak ważna jest szczera rozmowa, wybaczenie. Żywienie urazy potrafi zniszczyć nawet fundamentalne wartości w życiu.
"Życie to partyjka domina. Jedno prowadzi do drugiego, to znów do trzeciego, dokładnie tak, jak człowiek to sobie zaplanował. Po czym znienacka któraś kostka przewraca się krzywo, wydarzenia zmieniają bieg, wszyscy stają okoniem i człowiek znajduje się w sytuacji , jakiej nie przewidział, chociaż wydawało mu się, że jest taki mądry."
Wrażenia:
Książka jest spisana z perspektywy każdej z trzech bohaterek, i nie tylko (epizod z Kenneth' em"i Sandżajem). Pisana jest trochę fragmentarycznie, czytelnik może złożyć sobie "puzzle" z opowieści, tkanych przez postaci na kształt gobelinu, symbolizującego rodzinę. Każda z kobiet przędzie swoją nitkę, które jednak znajdują wspólny początek i składają się na wspólną całość. Przenikają się. Czyta się szybko, a do tego czcionka jest dość spora. Podzielona na części, każdy rozdział zaczyna się zdobionym inicjałem.
Okładka- jest cudowna egzotyczna, pięknie wykonana przyjemna w dotyku i wykończona pozłacanymi grawerami. Przedstawia kobiece dłonie ozdobione ornamentami henny- mehendi, trzymające bordową różę, której płatki rozsypują się na resztę okładki. Tak, wiem ekscytuję się okładką, ale jest urzekająca i kusi egzotyką :)
Czy polecam?
Oczywiście, opowieść jest do bólu prawdziwa, tak jak to bywa w życiu, które nie jest usłane różami. Towarzyszymy całej rodzinie, możemy zaobserwować z pewnego dystansu, zatrzymać się na chwilę i zastanowić się nad sobą, by popełniać błędów bohaterów książki.
Ocena:
7/10 ☆
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu,
co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię
P.S.
Znacie twórczość Chitry Banerjee Divakaruni? Być może czytaliście już "U stóp bogini"?
Lubicie książki w takiej jak powyższa tematyce?
Pozdrawiam :)
Lubicie książki w takiej jak powyższa tematyce?
Pozdrawiam :)
Z chęcią przeczytam tą książkę :) Okładka jest rewelacyjna!
OdpowiedzUsuńPolecam :) O tak, to prawda! Pozdrawiam
Usuń