28.01.2017

Czarne Mydło "Savon Noir"- Alepia ❤, recenzja

Namaste^^
Kochani, ostatnio mam szczęście co do nowych kosmetyków:) Wczoraj pisałam o świetnym produkcie do włosów, dziś z kolei, coś dla ciała. Nie mogę się doczekać, żeby podzielić się wrażeniami! Niniejszym przedstawiam Wam "Czarne mydło Savon Noir" i efekty, jakie zaobserwowałam podczas stosowania 💛❤💚


Kolor i konsystencja: ciągnąca się szklista pasta w kolorze bursztynowo-oliwkowym, przypominająca smar;
Zapach: hm, no taki mi sobie w słoiczku, mi kojarzy się z tekturą xD aczkolwiek nie jest w żaden sposób drażniący, a w trakcie "namydlania" daje się już wyczuć oliwki;
Opakowanie: ok 40zł- bardzo wysoka, ale kosmetyk jest wydajny i całkowicie naturalny, wyrabiany ręcznie, pozwala uzyskać rewelacyjne rezultaty

Co to jest to całe "mydło" i w czym tkwi jego sekret?
Niech nazwa "mydło' Was nie zwiedzie...ani nie ma stałej konsystencji, ani się nie pieni- jedynie zamienia w emulsję pod wpływem rozcierania i wody.

Skład: do bólu prosty i w 100% naturalny, bowiem tylko 4 składniki (aqua, potassium olivate, glycerin, potassium hydroxide/ woda, baza mydlana, gliceryna, wodorotlenek potasu.)

W skrócie, są to zmiażdżone czarne oliwki, uprzednio zmacerowane w soli potasowej, wymieszane z olejem z oliwek. Jak widzimy, nie ma tu żadnej chemii i substancji drażniących: barwników, zapachu, konserwantów.

Savon Noir to swego rodzaju peeling typu gommage czyli działa jak enzymatyczny- rozpuszczając naskórek,  a usuwamy go mechanicznie-poprzez tarci, jak w przypadku scrubu. Pozwala usunąć z powierzchni skóry martwe komórki naskórka (korneocyty), sebum, zanieczyszczenia, a także detoksykuje- eliminuje toksyny, odblokowuje pory, czym usprawnia dotlenienie skóry, odświeża. Natomiast dzięki wysokiej zawartości witaminy E, tzw "wit. młodości"- regeneruje, działa przeciwzapalnie i przeciwzmarszczkowo.


Stosowanie:
Nabieramy odpowiednią porcję na wilgotną dłoń, (najlepiej za pomocą szpatułki, żeby nie moczyć mokrych dłoni w kosmetyku, co zapobiegnie jego zepsuciu). Po czym ogrzewamy w dłoniach, po to żeby uzyskać bardziej kremową konsystencję i łatwiej zaaplikować na rozgrzaną skórę,  gdy pory są otwarte. Naniesiony kosmetyk zostawiamy na 3-5 minut, żeby sobie działał, następnie przechodzimy do drugiego etapu czyli masażu, wskazanym jest, by użyć do tego szorstkiej rękawicy lub chociaż gąbki i okrężnymi ruchami zmyć preparat wraz ze złuszczonym naskórkiem. Od razu powiem, że za pomocą dłoni oczywiście również speelingujemy skórę, aczkolwiek przy użyciu "wspomagacza", jakim w moim przypadku była rękawica Kessa, której poświęcę osobny post, uzyskamy o wiele lepszy efekt, niż za pomocą własnych rąk, które zresztą mogą stać się przesuszone. Po wszystkim spłukujemy letnią wodą (chłodniejsza domknie pory). Po takim intensywnym zabiegu, warto zaserwować skórze solidną dawkę nawilżenia, w postaci ulubionego balsamu/masła etc. Ja użyłam moje ulubione masełko shea.  Aha, nie należy stosować częściej niż 2 razy w tygodniu. Ja używam raz na tydzień, i też uzyskuję świetne efekty.


Wrażenia / efekty
Może cały rytuał nie należy do szybkich, krótkich i przyjemnych, jeśli weźmiemy pod uwagę maziowatą konsystencję produktu i bezczynne stanie pod prysznicem przez kilka minut,  ale wszelkie te 'niedogodności" rekompensują efekty, jakie można uzyskać. Ja jestem wprost oczarowana działaniem savon noir. Dlaczego? To, jak miękka i gładka jest skóra po całym peelingu, jest niewiarygodne. Czemu tak wychwalam? Jeśli mnie czytacie, to wiecie, że borykam się z rogowaceniem około mieszkowym, o którym pisałam tutaj. Skóra na ramionach jest szorstka, i pełna tzw "czerwonych kropek", których piekielnie ciężko się pozbyć. Regularny i solidny peeling jest absolutnie niezbędny, podobnie jak optymalne nawilżenie/ natłuszczenie. Bez tego ani rusz :/ I wiecie co? Bingo- znalazłam swój idealny peeling, dzięki któremu objawy rogowacenia są w końcu zminimalizowane, skóra w końcu jest gładka, nie wyczuwam pod palcami grudek i nierówności, chociaż niestety widać mini-plamki trochę ciemniejsze od koloru skóry. Myślę jednak, że latem, kiedy będę bardziej opalona, nie będzie to zbytnio widoczne. Skóra nie jest przesuszona, jest jedwabista, satynowa i ma zdrowy koloryt/ blask, nie jest taka "matowa", jakkolwiek by to nie zabrzmiało...Najlepsze jest to, że efekt jest długotrwały, i naprawdę się utrzymuje. Dawno temu czytałam o czarnym mydle i mimo pochlebnych opinii nie spodziewałam się aż tak dobrego efektu, który przeszedł moje oczekiwania. Do tej pory, moim ulubionym "zdzierakiem" był tuningowany peeling kawowy diy, który także serdecznie polecam, jednak ta niepozorna brunatna maź zdetronizowała go bezwzględnie ;) Ważne, żeby nie stosować więcej niż 2 x w tygodniu. Ja używam raz na tydzień, co i tak pozwala uzyskać rewelacyjne efekty.


Uwagi:
  • Nie jest polecane dla osób z alergią na oliwki !
  • przechowywać w suchym pomieszczeniu bez dostępu do wilgoci/ pary wodnej !
  • Stosowanie do twarzy, na własną odpowiedzialność, spora zawartość wit E i gliceryny, może działać komedogennie, przy niedostatecznym spłukaniu kosmetyku i niewłaściwym postępowaniu po, dogłębnie oczyszczona skóra, pozbawiona chwilowo płaszcza-hydrolipidowego, może się zbuntować nadprodukcją sebum, ważnym jest by nawilzyć skórę po zmyciu; 
  • Stosowane na stopy powinno poleżeć trochę dłużej, by dobrze zmiękczyło naskórek przed usunięciem.
  • Ciekawostką jest, że czarne mydło od lat jest wykorzystywane w jednym z 4 etapów, w rytuale Hammam m.in w łaźniach tureckich. Myślę że napisze o tym szerzej, któregoś razu ;) Chcielibyście o tym przeczytać? :)

Czy polecam?
O, tak!💛 Z ręką na sercu polecam Wam ten produkt, zwłaszcza jeśli Was też dotyka problem nadmiernego rogowacenia i macie już dość szorstkiej skóry.
                                 

Za możliwość przetestowania produktu dziękuję sklepowi, Natura Bazar
co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię 


P.S.
Czy problem nadmiernej keratynizacji naskórka Was dotyczy? Jeśli tak, jak sobie z tym radzicie i jakie preparaty sprawdzają się najlepiej?
Pozdrawiam

27.01.2017

Balsam Tybetański "objętość i siła do włosów zniszczonych"- Planeta Organica, recenzja

Namaste ^^
Ostatnio obfituje u mnie w recenzje, nie inaczej jest i tym razem. Dziś coś do włosów,  mianowicie "Balsam turecki" Planeta Organica. W końcu mogłam z przyjemnością wyjść na dłuższy spacer,  i przy okazji zrobić zdjęcia. Oby więcej takich przyjemnych słonecznych dni! Ja osobiście mam już dość obecnej pogody i z niecierpliwością wyglądam wiosennych dni.


zapach: ziołowy, słodko-ostry (wyczuwam goździk i majeranek);
kolor i konsystencja: "shrekowy" zielonkawy, kremowa;
opakowanie i wydajność: brązowa butelka o pojemności 280 ml z  poręczną pompką + za miłą dla oka szatę graficzną- soczysta zieleń ze złotym kwiatowym wzorem na wodoodpornej etykietce. Na 1 użycie potrzebuję pompki kosmetyku
cena 13- 14  zł;
Skład:
Aqua with infusions of Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil, Organic Helichrysum Arenarium Extract, Leontopodium Alpinum Flower/Leaf Extract (szarotka alpejska), Thermopsis Alpine Extract (łubinnik alpejski), Origanum Majorana Leaf Extract (majeranek), Pimpinella Anisum (Anise) Seed Extract (anyż), Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract (goździk), Crocus Sativus Flower Extract (szafran), Curcuma Longa Root Extract (kurkuma), Solidago Virgaurea (Goldenrod) Extract (nawłoć); Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum. 
Skład jest rewelacyjny, na pierwszym miejscu za wodą od razu mamy olej z białego imbiru, dalej bogactwo  certyfikowanych ekstraktów roślinnych takich jak: z nieśmiertelnika, szarotki alpejskiej, łubinnika alpejskiego, majeranku, anyżu, goździka, szafranu, kurkumy, nawłoci. Dodatkowo bez parabenów i gmo.  




Działanie:
Imbir to roślina powszechnie stosowana i ceniona w Ayurwedzie, w Indiach znany jako Adraka Hindi. Głównie za sprawą gingerolu- związku chemicznego zawartego w roślinie  Zingiber Officinale.  Nie tylko kuchnia azjatycka  nie może obejść się bez niego. Imbir  ma zbawienny wpływ na uklad trawienny, posiada także szereg innych właściwości zdrowotnych, ale dziś skupimy się na pielęgnacji włosów i skóry. Imbir rozgrzewa, poprawia mikro cyrkulację krwi, co sprawia, że mieszki włosowe są lepiej odżywione i dotlenione, tym samym wspomaga porost włosów, zapobiega wypadaniu włosów, wzmacnia cebulki. Ponad to zawiera  potas, cynk, fosfor, żelazo, sód, wapń, witaminy A, C i grupy B

Większość ekstraktów zawartych w balsamie, działa:
przeciwzapalne, antyseptyczne, wzmacniająco na cebulki włosów oraz antyoksydacyjnie (neutralizuje wolne rodniki) jak np goździk, szafran, szarotka- zwana niegdyś kocią łapką, natomiast anyż również przeciw łupieżowo i nabłyszczająco, nieśmiertelnik zawiera  witaminy C i K, goryczki i garbniki, karoten, a także tonizuje skórę głowy, majeranek też troszkę rozgrzewa.


Stosowanie:
Nanosimy na świeżo umyte i odsączone włosy, wmasowujemy i pozostawiamy na włosach wg producenta 3-5 minut, ale ja trzymałam zazwyczaj około 15 minut. Po czym spłukujemy letnią wodą i suszymy/ układamy jak zwykle. Warto wykorzystać dobroczynną  moc ziół i imbiru zawartego w odżywce i zastosować na skalp. Przyznaję, że nie stosowałam kosmetyku w ten sposób z obawy o przyklapnięcie, szczególnie teraz, w sezonie czapkowo- zimowym, a moje włosy są raczej cienkie, choć jest ich sporo i łatwo je obciążyć. Balsam na długości spisuje się świetnie, a jestem bardzo zadowolona. 


Efekty:
Włosy są wygładzone i lśniące, dociążone i sypkie- nie są spuszone, nawet po użyciu suszarki. Mimo bomby ziołowej nie zauważyłam przesuszenia włosów, co mnie bardzo cieszy! Różnie z tymi ziołami u mnie bywa :/ A ten balsam zapobiegł przesuszeniu nawet po zastosowaniu sproszkowanych ziół- amli o której niebawem na blogu.

Czy polecam?
Tak!  Szczególnie, jeśli Wasze włosy mają wyższą porowatość, puszą się i brak im blasku. 




 Za możliwość przetestowania produktu dziękuję sklepowi Natura Bazar,
co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię


P.S.
Znacie, lubicie rosyjskie kosmetyki? 
Przyznaję, że pierwszy raz miałam okazję stosować Planetę Organicę, i cóż...to miłość od pierwszego użycia! :)
Pozdrawiam :)

25.01.2017

"U stóp bogini"- Chitry Banerjee Divakaruni, recenzja

Namaste ^^
Moi Kochani, mimo że styczeń jeszcze trwa, to przedstawię Wam już trzecią książkową recenzję, i to świeżynkę- "U stóp bogini" to moje drugie spotkanie z Divakaruni. Po raz pierwszy poznałam ją za sprawą "Tłumaczki Snów". Lubię twórczość Chitry i mam zamiar przeczytać jej pozostałe książki. No ale przejdźmy już może do powyższego tytułu- wciąż pachnącego farbą drukarską :)


Tradycyjnie, garstka informacji technicznych:
tytuł oryginału: "Befere We Visit the Goddes"
tłumaczenie: Urszula Gardner
wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
rok wydania: styczeń 2017
ilość stron: 312

                                     "Im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać..."

O czym jest książka?
3 główne bohaterki to kolejno babcia- Sabitri, mama- Bela i wnuczka- Tara. Wszystkie popełniały w życiu błędy, odbijające się echem w przyszłości. Książka rozpoczyna się w momencie pisania ostatniego listu Sabitri do wnuczki, w którym wspomina swoje życie począwszy od dzieciństwa. Szczęśliwy zbieg okoliczności, który wydaje się początkowo paszportem do świata marzeń, zmienia bieg historii, a przekorny los przygotuje własny scenariusz. Od tego momentu już nic nie pozostanie takie samo, zasiane ziarenko nienawiści wykiełkuje chęcią zemsty. Niezagojona rana przysporzy jeszcze większych problemów, dając podwaliny problemu relacji matka- córka, co będzie mieć swoje reperkusje.
Bela- jej relacje z matką nigdy nie były takie jak powinny, sama mając kiepskie relacje ze swoja mama, ma jeszcze gorsze ze swoja córką... Jeden incydent w dzieciństwie zapisał się w sercu dziewczynki, nie pozostawiając dość miejsca dla prawdziwej miłości. Bela nie pozwala uczestniczyć matce w jej życiu, które także się posypie. Jej american dream podobnie się nie spełnił. Interesy męża i jego kumpla Biszu staną ością w gardle odbijając się na wymarzonym wcześniej małżeństwie, mimo że na pozór wszystko wydaje się być ok, to małżonkowie powezmą pewne zamiary w swoich głowach, które zbiorą żniwa.
Tara najbardziej zdegenerowana i chyba nieszczęśliwa z trójki kobiet. Nigdy nie pogodziła się z rozwodem rodziców, po którym definitywnie wyrzuciła z życia matkę. Co odbiło się na jej psychice, boryka się bowiem z pewnym zaburzeniem. Szuka pocieszenia w związku będącym pasmem niepowodzeń i decyzji, których będzie potem żałowała. Dziewczyna spotyka w swoim życiu życzliwe osoby, dzięki którym zaczyna zastanawiać się nad sobą, a będąc w sytuacji zagrożenia życia- wyrzuca z siebie wszystko. To właśnie ona, Tara- po latach odnajduje list od babki, której nigdy nie poznała, o co też miała żal do Beli. Lektura listu okazuje się nie tylko odpowiedzią na wszystkie pytania, ale i swoistym oczyszczeniem- katharsis Sarbitri, rozliczeniem ze sobą i życiem przed śmiercią. Porządki w garażu Beli są niejako odbiciem porządków w życiu, które wiele zmienią.

Książka skłania do refleksji, do zastanowienia się nad sobą, swoimi decyzjami i ich konsekwencjami oraz do pytań, takich jak: jak życie potrafi być zaskakujące, a los kapryśny. Miotanie się z niezamkniętymi sprawami, niewypowiedzianymi słowami. Jak niedopowiedzenia stwarzają złą przestrzeń, psując relacje. Warto też przyjrzeć się swojej osobie krytycznym okiem, bo po potem może być, i zazwyczaj już jest za późno. Jak ważne są zdrowe relacje rodzinne, zwłaszcza z mamą. Jak przeszłość rzutuje na tu i teraz, kładąc się cieniem nawet na kolejne pokolenia. Jak ważna jest szczera rozmowa, wybaczenie. Żywienie urazy potrafi zniszczyć nawet fundamentalne wartości w życiu.
"Życie to partyjka domina. Jedno prowadzi do drugiego, to znów do trzeciego, dokładnie tak, jak człowiek to sobie zaplanował. Po czym znienacka któraś kostka przewraca się krzywo, wydarzenia zmieniają bieg, wszyscy stają okoniem i człowiek znajduje się w sytuacji , jakiej nie przewidział, chociaż wydawało mu się, że jest taki mądry."
Wrażenia:
Książka jest spisana z perspektywy każdej z trzech bohaterek, i nie tylko (epizod z Kenneth' em"i Sandżajem). Pisana jest trochę fragmentarycznie, czytelnik może złożyć sobie "puzzle" z opowieści, tkanych przez postaci na kształt gobelinu, symbolizującego rodzinę. Każda z kobiet przędzie swoją nitkę, które jednak znajdują wspólny początek i składają się na wspólną całość. Przenikają się. Czyta się szybko, a do tego czcionka jest dość spora. Podzielona na części, każdy rozdział zaczyna się zdobionym inicjałem.

Okładka- jest cudowna egzotyczna, pięknie wykonana przyjemna w dotyku i wykończona pozłacanymi grawerami. Przedstawia kobiece dłonie ozdobione ornamentami henny- mehendi, trzymające bordową różę, której płatki rozsypują się na resztę okładki. Tak, wiem ekscytuję się okładką, ale jest urzekająca i kusi egzotyką :)

Czy polecam?
Oczywiście, opowieść jest do bólu prawdziwa, tak jak to bywa w życiu, które nie jest usłane różami. Towarzyszymy całej rodzinie, możemy zaobserwować z pewnego dystansu, zatrzymać się na chwilę i zastanowić się nad sobą, by popełniać błędów bohaterów książki. 

Ocena:
 7/10 ☆

            Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu,
     co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię



P.S.
Znacie twórczość Chitry Banerjee Divakaruni? Być może czytaliście już "U stóp bogini"?
Lubicie książki w takiej jak powyższa tematyce?
Pozdrawiam :)


22.01.2017

Bio Serum do twarzy Miód & Propolis- Orientana, recenzja

Namaste^^
Dziś kolejna recenzja produktu do twarzy, mojego pierwszego serum- a mianowicie serum z miodem i propolisem od OrientanyZanim przejdę do właściwej recenzji, to muszę powiedzieć, że jestem w trakcie kuracji głęboko złuszczającej- retinoidami, więc zdrowa skóra może inaczej zareagować na kosmetyk, niż moja, co warto mieć na uwadze :)


Jaka jest moja skóra?
Niestety, wciąż trądzikowa i tłusta, bardzo łatwo się zapycha i muszę bardzo ostrożnie stosować kremy, serum itp, by nie pogorszyć jej stanu. W chwili obecnej, z racji kuracji dermatologicznej, cera jest bardzo podrażniona, zaczerwieniona, przesuszona, łuszczy się przez kilka dni po aplikacji, przyznaję, że przez pierwsze dwa dni nie smaruje niczym bo "obdzierany" naskórek piecze przy próbie nałożenia czegokolwiek, nawet przy aplikacji kremu z filtrem, ale tego nie mogę uniknąć, ani pomijać wychodząc na światło słoneczne. Toteż tego serum także nie stosowałam codziennie, zdarzały się dość często, momenty poważnego podrażnienia, kiedy musiałam zrezygnować z wklepania serum.

Kwestie "techniczne":
opakowanie: szklana przyciemniana buteleczka z pipetką
wydajność: serum jest bardzo wydajne, na 1 raz używam ok 3-4 pipetki, i tyle w zupełności wystarcza
konsystencja: żelowa
zapach: intensywna nuta  czystego miodu, słodki i przyjemny
kolor: lekko beżowy- jak skrystalizowany miód
cena: 51 zł za 30ml
Data ważności: wynosi 6 m-cy po otwarciu
Produkt nie testowany na zwierzętach 💛


Dla kogo?
Producent pisze:
Idealne dla cery szarej i suchej, niedożywionej, zmęczonej, cienkiej z problemami.
"Naturalny, bogaty eliksir z wysoką zawartością składników aktywnych. Miód działa odżywczo, łagodzi podrażnienia oraz utrzymuje nawilżenie skóry. Propolis działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie i regeneruje skórę" 
 i ja się z tym zgadzam, miód jest rewelacyjnym składnikiem, uwielbiam maseczki z miodem i mlekiem/ cytryną.
Skład:



Na początku składu mamy same dobroci:
od razu po wodzie, ekstrakt z miodu, glicerynę, ekstrakt z propolisu i aloesu, humektant składnik NMF zapobiegający odparowaniu wody z naskórka, emolient, molekularne  połączenie pochodnych glukozy, olej z pestek jabłka, zagęstnik, ekstrakt z rumianku- łagodzący, ekstrakt  liści tulsi czyli bazylii azjatyckiej, zwanej też świętą- o działaniu przeciwzapalnym i antybakteryjnym, kwas cytrynowy, konserwanty.  

Skład iście humektantowy/ nawilżający, wzbogacony o przeciwzapalne i regenerujące ekstrakty roślinne. Ponadto nie zawiera PEGówsilikonów, parabenów, glikolu propylenowego, syntetycznych składników pochodnych ropy naftowej (czyli parafiny).

Aplikacja:
Serum ma żelową konsystencję, która robi się wodnista podczas nakładania, momentalnie się wchłania, choć przez chwilkę pozostawia uczucie leciutkiego ściągnięcia, które momentalnie ustępuje. Skóra w ciągu kilku chwil jest całkiem sucha, serum bowiem nie pozostawia żadnej wyczuwalnej lepkiej warstwy, toteż od razu mogę przejść do kremu z filtrem czy makijażu. Absolutnie nie wpływa negatywnie na jakość i trwałość makijażu, podkład się nie utlenia, ani nie waży. Nie powoduje też obciążenia/ przetłuszczenia skóry. Stosowałam zazwyczaj rano, w nocy pozwalam skórze się regenerować/ oddychać, w przeciwnym wypadku rano budzę się z rozszerzonymi porami.


Efekty:
Skóra jest wygładzona, przyjemna w dotyku, taka "zbita", raczej nie pogarsza stanu cery aczkolwiek nie daję gwarancji osobie z cerą trądzikową, u mnie i tak skóra ciągle się oczyszcza, więc coś tam się pojawia, tak było i przed stosowaniem serum. Uwaga też na ekstrakty naturalne, które mogą wywoływać alergię czy podrażnienia.  Guma xantonowa w składzie  użyta jako zagęstnik, może być ciężka dla problematycznych cer. Kluczowy jest jednak solidny demakijaż, najlepiej za pomocą oliwki hydrofilnej, co pozwoli pozbyć się wszystkiego ze skóry i zmniejszyć ewentualne ryzyko zapchania porów. Gumę widujemy nawet w tonikach, a to w końcu serum, więc musi mieć bogatszą konsystencję. Mimo że to bardzo przyjemny kosmetyk, niestety jednak przy agresywnej kuracji dermatologicznej nie zapewnia pełnego nawilżenia i ukojenia. Sądzę jednak, że przy mniej wymagającej cerze spisze się świetnie :)


U kogo się sprawdzi:
U osób z cerą bez większych problemów, nawilży, wygładzi, jednak przy cerze wspomaganej farmakologicznie, to będzie za mało.  Myślę też, że jeśli nałożymy na nie treściwy krem, to zniesie nieco jego tłustość, dodatkowo kremowa- emolientowa warstwa dłużej zatrzyma nawilżenie w naskórku.



Czy polecam kosmetyk?
Tak, jest naprawdę w porządku, ale w przypadku mojej cery na chwilę obecną nie zrobił efektu wow- podejrzewam, że o wiele lepiej by się sprawdził, gdybym akurat nie przeprowadzała złuszczania. Mam jeszcze sporo kosmetyku w buteleczce, więc sprawdzę po zakończeniu kuracji- wiosną. Data ważności jeszcze nie minie, wówczas recenzja będzie pewnie zaktualizowana :)



                                         

                         Za możliwość przetestowania kosmetyku dziękuję sklepowi Orientana,
                                       co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię



P.S.
Lubicie miód w pielęgnacji skóry? 
Co jest Waszym pewniakiem w przypadku podrażnienia i przesuszenia?
Pozdrawiam

20.01.2017

Błękitna Glinka Bajkalska- Fitokosmetik, recenzja

Namaste ^^
Wraz z Nowym Rokiem, postanowiłam poszerzyć jeszcze bardziej tematykę bloga, tym samym połączę przyjemne z pożytecznym, dzięki czemu, mam nadzieję- każdy znajdzie coś dla siebie, a ja wprowadzę więcej z mojej drugiej pasji- kosmetologii :) Dziś po raz pierwszy coś do twarzy, a mianowicie przedstawię Wam bliżej działanie i efekty stosowania błękitnej glinki bajkalskiej.  To pierwszy produkt do testowania w ramach współpracy ze sklepem Natura Bazar.



Glinki od wieków z powodzeniem stosuje się w pielęgnacji skóry. Powstała nawet osobna dziedzina poświęcona właśnie im- "argilloterapia".W czym tkwi sekret? Ano...w bogactwie minerałów, pierwiastków, które maja zbawienne działanie dla skóry. Mamy tak wiele rodzajów glinek do wyboru, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie będę dziś opisywać poszczególnych kolorów glinek, bowiem post dotyczy tej konkretnej- błękitnej. Powiem tylko, że generalnie oczyszczają,  delikatnie złuszczają martwy naskórek, detoksykują, tonizują, ograniczają nadprodukcję łoju, pojędrniają, osuszają i goja stany zapalne- wspomagając procesy regeneracyjne komórek skóry. Nie inaczej jest z tytułowa glinką, pochodzącą z Rosji, moja jest "odmładzająca" ;) jest jeszcze błękitna azowska- tonizująca.

Jak stosować glinkę?
Nic prostszego, w podstawowym przepisie wystarczy zmieszać sproszkowaną glinkę z wodą, w stosunku 1:1, czyli po łyżeczce, dobrze wymieszać do momentu aż nie będzie grudek. Myk: dodaję letniej wody, wtedy lepiej się rozprowadza i łatwo uzyskać konsystencję pasty. Otrzymaną masę aplikujemy na twarz, ja stosowałam nawet pod oczami, ze względu na sińce pod oczami, chociaż generalnie powinno omijać się okolice oczu, więc wedle uznania ;) Nadrzędna kwestia jest, że GLINKA NIE MOŻE ZASCHNĄĆ NA SKÓRZE, bo najzwyczajniej w świecie wówczas nie działa, a do tego bardzo ściąga skórę. Należy pamiętać, żeby przygotować sobie wcześniej buteleczkę wody lub hydrolatu, z atomizerem i często spryskiwać. Myk #2 jeśli lubicie w pielęgnacji twarzy oleje, to możecie odrobinę wkroplić do maseczki, co zapobiegnie wysychaniu. Moja cera nie toleruje zbytnio oleju, wiec pozostałam przy samej wodzie. Czas trzymania 5-15 minut, ale ja trzymam ok 20, raz zdarzyło mi się trzymać jakieś pół godzinki, i też nic się nie stało.



Jakie efekty?
Przede wszystkim to chciałam powiedzieć, że ja uwielbiam wszelkie glinki i ziołowe maseczki na twarz- jako właścicielka cery trądzikowej/ tłustej. Aha jeszcze jedno jestem w trakcie kuracji głęboko złuszczającej- retinoidami i nie zauważyłam większego podrażnienia podczas stosowania glinki. Stosuje ja 1 raz w tygodniu, dzień przed aplikacją leku, by oczyścić skórę, zwłaszcza wtedy, kiedy jest zbyt podrażniona by zastosować peeling. W moim odczuciu glinka jest cudowna. Skóra po zastosowaniu jest niesamowicie wygładzona, bardzo miła w dotyku- jedwabista, kolor zostaje ujednolicony, nawet obwódki pod oczami zostają rozjaśnione, ponad to, glinka lekko napina , pochłania sebum- pięknie domyka rozszerzone pory. Cera zyskuje zdrowy blask. Zdecydowanie lepiej sprawdza się u mnie lepiej niż glinka zielona.



Czy polecam?
Oczywiście, że tak, jak  najbardziej- to moje kwc. 
Kiedys poleciła mi ją kumpela, i rzeczywiście- miałą rację, że to świetny produkt, nie pozostaje mi nic innego, jak przyłączyć się do zachwytów nad tą glinką i serdecznie ją polecić!
Cena: 4.20 zł za 100 gram. W pudełeczku otrzymujemy 2 woreczki po 50 gr, z czego 1 wystarcza na jakieś 6-7 użyć, więc jest wydajna, nie musimy oszczędzać, bo zbyt cienka warstwa i tak nie ma szans odpowiednio zadziałać.



               


                         Za możliwość przetestowania produktu dziękuję sklepowi NaturaBazar,
                                    co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię




P.S.
Stosujecie glinki w pielęgnacji twarzy? Jeśli tak, to które są waszymi ulubionymi? 
Ja, osobiście nie wyobrażam sobie dbania o cerę bez nic.  
Niepozorne glinki rzeczywiście są skarbem natury, podobnie jak błota termalne. 
Mam jeszcze kilka tego typu kosmetyków na wishiscie, do przetestowania.
Pozdrawiam!





19.01.2017

"W kraju niewidzialnych kobiet"- Qanty A. Ahmed, recenzja

Namaste^^
Post pojawił by się kilka dni wcześniej, ale muszę przyznać, że grypa i solidna gorączka skutecznie wykluczyła mnie z dnia codziennego :/ No nic, to teraz przejdźmy do rzeczy, czyli do recenzji książki "W kraju niewidzialnych kobiet"- Qanty A. Ahmed


Tradycyjnie, garść informacji technicznych:
tytuł oryginału: In the Land of Invisible Women: A Female Doctor's Journey in the Saudi Kingdom
tłumaczenie: Elżbieta Krawczyk
wydawnictwo: Wielka Litera
rok wydania: styczeń 2013
ilość stron: 480

O czym jest książka?
Główną bohaterką, jest Qanta- samotna pani dr, pakistańskiego pochodzenia, mieszkająca w Nowym Yorku, której wygasła amerykańska wiza. Postanowiła przyjąć propozycję objęcia posady w szpitalu w Królestwie, nieświadoma tego, co ją czeka. Będąc muzułmanką, nie bała się zamieszkać w kraju tak mocno zislamizowanym, wręcz czuła podekscytowanie. Trzeba podkreślić, że nie była specjalnie religijna, jak do tej pory. Szybko zorientowała się, że bardzo różni się od mieszkańców Arabii, a zwłaszcza Saudyjek...Bardzo ciężko było jej odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która nie mieściła się w głowie. W miejscu pracy była jedną z nielicznych kobiet na takim stanowisku, co za tym idzie nie zawsze była traktowana z należytym szacunkiem, co bardzo ją irytuje. Poznaje na szczęście życzliwych przyjaciół,którzy pomagają jej przetrwać, wprowadzając ją w realia saudyjskiego życia i tajniki islamu. Jednak swoistym katalizatorem jest dopiero odbycie pielgrzymki do Mekki- hadżdż, wówczas w lekarce zachodzi pewna zmiana.

W książce bardzo szeroko opisane są muzułmańskie zwyczaje/ rytuały/ modlitwy oraz przebieg całej pielgrzymki. Zdziwiłam się, że aż tak szczegółowe. Nie lada gratka dla osób, które interesują się kwestią religii. Nawet przytoczone wersety Koranu. Qanta zamieściła też wzmiankę o tym, jak powstało Królestwo, i jakie ma ono powiązania z duchowieństwem.  Opisuje mutawwę- policję religijną, ich działania, patrole, czy wreszcie powody, dla których działają. Ponad to w książce znajdziemy kwestie takiej jak: rozwody, mahr, prawa żony, poligamia, wesela będące przy okazji okazją do zaprezentowania sie ewentualnym przyszłym teściowym. Wciąż niezmiennym w społeczeństwie pozostaje temat honoru, wizerunku prawego muzułmanina, którego tak zaciekle bronią. Jednak należy tutaj powiedzieć, że zwraca uwagę na to , że to dzięki mężczyznom o liberalnych poglądach, kobiety mogą zajść dalej, i często to właśnie tacy mężczyźni są...feministami ;) Autorka wspomina przypadki poszczególnych pacjentów, przyjaciół i ich światopogląd. Nie wszystkie przyjaźnie przetrwały, zwłaszcza wydarzenie 11 września poróżniło Qantę ze znajomymi, podobnie jak antysemityzm, głęboko zakorzeniony w społeczeństwie. To także piękna opowieść, o odnalezieniu Boga w swoim życiu, Ahmed dużo mówi o zasłanianiu się kobiet, o tym jak one do tego podchodzą, jak i o samej kobiecości. W ogóle muszę powiedzieć, że bardzo mocno zwraca uwagę na kobiecą urodę. 

Wrażenia:
Książka podzielona jest na krótkie rozdziały, co ja osobiście bardzo lubię. Czyta się szybko. Pisana jest ładnym językiem. Bardzo podobało mi się, że arabskie wtrącenia są dobrze wytłumaczone, mało tego, napisane fonetycznie, na  końcu znajdują się też krótkie przypisy. To co podobało mi się najmniej, to zwracanie dużej uwagi na wymienianie z nazwy marki biżuterii, ubrań czy butów.

Czy i komu polecam:
Z pewnością przypadnie do gustu osobom, które interesują się islamem czy życiem w Arabii Saudyjskiej. Jest to zgrabnie napisana opowieść, na kanwie wspomnień autorki, jej życia, pracy w kraju, gdzie rządzi prawo szariatu, jej przystosowania się do lokalnych obyczajów, i wreszcie o tym, jak odnalazła w sobie wiarę i postanowiła wdrożyć ją w życie.

Opinia
7/ 10⭐

               
                    Za możliwość przeczytania książki, dziękuje Wydawnictwu Wielka Litera,
                                      co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię




P.S.
Z czym kojarzy się Wam Arabia Saudyjska? Czytacie książki o takiej tematyce?
Interesujecie się czemu jest tak a nie inaczej, w krajach muzułmańskich..?
Pozdrawiam :)

6.01.2017

"Indie. Miliony zbuntowanych"- Vidiadhara S. Naipaula, recenzja

Namaste ^^
Moi Drodzy, witam w Nowym Roku :)
Cieszę się, że w końcu zamieszam ten post...Tym razem, jest to recenzja książki pt: "Indie. Miliony zbuntowanych"- Vidiadhara Surajprasada Najpaula. Przejdźmy od razu, do recenzji. Zapraszam :)


Na początek, garstka informacji technicznych:
tytuł oryginału: "India: a million mutinies now"
tłumaczenie: Maryna Ochab, Agnieszka Nowakowska
wydawnictwo: Czarne 
rok wydania: październik 2013
ilość stron: 600

O czym jest książka?
Dziś nie będę streszczać, bardziej skupię się na samych wrażeniach, napiszę tylko o czym mniej więcej traktuje książka. Autor dużo miejsca poświęca religiom, i podejściu wyznawców do niej. Docieka czym jest bóg i wiara dla swoich bohaterów. Jak dowiadujemy się z lektury jest z tym różnie, aczkolwiek większość  wyznaje, że "wiara to kotwica i ster", pozwala budować przynależność do wspólnoty/ klanu, tożsamość,  Naipaul bardzo obszernie rozpisuje się na temat zasad braminizmu, jak i samych braminów oraz ich prześladowaniu przez Drawidów. Porusza kwestię systemu kastowego. Bardzo ważnym elementem reportażu są wszelkie konflikty i ruchy społeczne,organizacje. Takie jak: Siw Sena w stanie Maharasthra, powstanie chłopów tamilskich, naksalitów w Kalkucie, która z czasem przeszłą w partię komunistyczną. Naipaul opisuje źródła zamieszek, rozmawia z samymi zainteresowanymi, którzy brali w nich udział, przywódcami. Poznaje przyczyny i struktury, ma okazję dowiedzieć się, jak to wszystko wyglądało  i działało od środka. Znajdziemy też opis sikhizmu, Gurdwary oraz bardzo ciekawy wątek pewnego poruszenia narodowego z lat 80. o agresywnym, a nawet terrorystycznym przebiegu, z Bhindranwalem na czele. Zaciekle walczył on w imię czystości religii, prowadził wendettę przeciwko sikhijskiej sekcie nirankari. Naipaul poświęca tez uwagę rozłamowi Indii na Indie i islamski Pakistan, podkreśla, że wówczas muzułmanom ciężko się żyło w Indiach. Przypomina też czasy panowania Brytyjczyków, poddaje ocenie, jakie były tego skutki, zarówno pozytywne jak i minusy. Wtrąca osobę Gandhiego i Indiry Gandhi. W swej podróży zwiedził nawet slumsy w Bombaju, gdzie poznaje gangsterski aspekt życia mieszkańców, ich pobudki. Opisuje warunki mieszkalne poszczególnych klas społecznych, bywa tam, przeprowadza wywiady z mieszkańcami. Autor pisze także o podejściu do zmian, podążaniu do przodu zgodnie z duchem czasu, stosunek do pracy, do biedy czy po prostu do swojego życia, co zdumiewające, mało kto narzeka, są przyzwyczajeni, wyzbyli się większych wymagań, potrafią cieszyć się z małych rzeczy. Porusza też temat rozwoju gospodarczego, edukacji, ambicji, statusu i awansu społecznego, zmian z pokolenia na pokolenie. Możemy zorientować się, że Indusów ciągnie do polityki- co zapewnia niebywały prestiż w społeczeństwie, są grupą uprzywilejowaną. Ponadto natkniemy się na mitologię, rytuały, kwestię  "oglądania panny", posagu, aranżowanych małżeństw, po koszty ślubu. Autor przybliża również zagadnienie prasy kobiecej, różnice w treściach między wydawnictwami. Jak na końcu podsumowuje, paradoksalnie te bunty umocniły Indie, bo to zrodziło początek przemian,  nastąpiło przebudzenie świadomości. Sam Naipaul przyznaje, że ciężko mu było, kiedy po raz pierwszy odwiedził kraj. Inaczej sobie wyobrażał. Podkreśla, że musiał się przekonać się do Indii. Czuł wstyd, porażkę i poniżenie, przy pierwszym zetknięciu, ale to dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, jak było wcześniej, "stan obecny wziął za oczywistość", teraz wie, ile Indie wycierpiały, by być takimi jakim są teraz.


Wrażenia
Nie tego się do końca spodziewałam. Przyznaję, mimo całej mojej miłości do Indii, odwrotnie proporcjonalnie zajmuje mnie kwestia gospodarki, ekonomii czy nawet polityki na świecie. Bardzo dużo tutaj tego wszystkiego, co owszem, jest bardzo interesujące, ale głównie dla kogoś, komu taki świat wpisuje się w zainteresowania. Przyznam szczerze, że ja jestem kompletnie apolityczna, i książka nie tyle, co mnie męczyła, bo dowiedziałam się wielu rzeczy mających miejsce na przestrzeni dziesięcioleci w społeczeństwie indyjskim, ale ciężko i długo mi się czytało. W tym wypadku obszerność książki, nie jest dla mnie plusem :( Nie zmienia to jednak faktu, że autor zrobił świetną robotę, bardzo zagłębiając się w temat i podając czytelnikowi skondensowaną wiedzę, popartą rozmowami z samymi zainteresowanymi- oddał im głos. Właśnie, bohaterowie. Jest ich mnóstwo, mało tego autor rozpisuje się na temat ich dzieciństwa, przodków...Pisze fragmentarycznie, wspomina o poprzednich bohaterach, wraca do nich w różnych częściach książki. Naipaul cały czas podkreśla wszechobecny brud, zanieczyszczone powietrze, upał. Opis Indii nie jest zbyt zachęcający... Opisy, bardzo szczegółowe, zwłaszcza jeśli chodzi o architekturę, budynki i sam ich stan, ich wnętrza. Aha, no i nie ma z tyłu jakiegoś słowniczka, gdzie znaleźć można wyjaśnienia niektórych słów np branżowych czy indyjskich.

Muszę przyznać, że nie jest to lekka książka, którą czyta się szybko, przynajmniej u mnie tak było. Wymaga skupienia by nadążać za korowodem bohaterów. Nie jest to lektura "do poduszki" ;) Do tego pisana dość drobnym, gęstym drukiem,  przez co troszkę schodzi się z czytaniem.  Objętość nie jest tutaj plusem- przytłacza. Gdyby była to  moja pierwsza książka o Indiach, pewnie bym się zraziła, bo tutaj wyziera, chciałoby się powiedzieć "obraz nędzy i rozpaczy". Indie od tej czarnej strony, ale nie o tym też trzeba pamiętać, to kraj pełen kontrastów. Mam nadzieję, że każdy wyzbył się już utożsamiania Indii tylko  z bollywoodzkim obrazem, co prawda pięknym, ale nieco wyidealizowanym.
Okładka- morze ludzi podążających za figurą Ganeshy- jednego z ulubionych bogów hindusów, a propos jeszcze w styczniu, pojawi się wpis o nim właśnie :)


Czy i komu polecam?
Przede wszystkim osobom, które lubią zagadnienia, o jakich pisałam powyżej. Ta książka to prawdziwa skarbnica wiedzy na temat wszelkich ruchów, buntów, konfliktów, przemian gospodarczych itp w Indiach. Nie jest to łatwa lektura, zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może się podobać. Ja sama nie zaliczam jej niestety do listy moich ulubionych książek, aczkolwiek nie żałuję przeczytania. Człowiek uczy się całe życie ;)  Jeśli o mnie chodzi, nie sięgnę już raczej po książki Najpaula, jego stylistyka nie do końca trafia w mój gust.
Opinia
5,5  /10 ☆ 
             



                            Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu "Czarne"
                                        co nie ma wpływu na moją subiektywną opinię

  



P.S.
Lubicie książki tego typu? Znacie twórczość Naipoula?
Pozdrawiam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

"5 sekund do IO" (2) "Chłopczyce z Kabulu" (1) "Córka króla moczarów" (1) "Drzewo migdałowe" (1) "Dziewczyna z Bagdadu" (1) "Dziewięć żywotów. Na tropie świętości w Indiach" (1) "Emptines" (1) "Gang różowego sari" (1) "Indie. Miliony zbuntowanych" (1) "Kiedy księżyc jest nisko" (1) "Miejsce na ziemi" (1) "Osobliwy dom Pani Peregrine" (4) "Oszpecona" (1) "Soraya" (1) "Stara Słaboniowa i Siekładuchy" (1) "Tłumaczka snów" (1) "Trzy na godzinę" (3) "Tune Mere Jana" (1) "Tygrysie Wzgórza" Sarita Mandanna (1) "U stóp bogini" (1) "W kraju niewidzialnych kobiet" (1) "Zabić córkę" (1) "Źródła miłości" (1) Afganistan (3) aktorki Bollywood (1) Alepia (1) Aleppo (1) Amana Fontanella Khan (1) amla (1) Andrew Davidson (1) Anita Nair (1) Anna Dereszowska (1) Aranżowane Małżeństwo (2) Atif Aslam (1) bacza pusz (1) balsam turecki (2) Bandi Chhor Divas (1) Beaute Marrakech (1) Bhai Dooj Indyjskie (1) Biblioteczka (30) Blue City (1) Bollywood (5) Bombay Bazaar (2) brwi (1) Buddyzm (1) cassia (2) Chitra Banerjee Divakaruni (2) ciało (2) Córka Indii (1) Czarne (4) czarne mydło (1) czarnuszka (2) Dabur (3) dasara (1) depilacja na olej (1) Dipawali (1) Diwali (1) Dokument/ Tv (4) Durga (2) durga puja (2) dussehra (1) Etnospa (1) EtnoŚwiat (1) Ewa Karwan-Jastrzębska (1) fantastyka (4) Fitokosmetik (1) Ganesh Chaturthi (1) Ganesha (1) garba (1) gendercide (1) glinka błękitna (1) Gulabi Gang (3) Hachette (1) Hammam (2) handmade (1) henna (3) Hesh (1) hijra (1) hinduista (1) Hinduizm (6) Hindus (1) hinduski (1) Holi (1) Indi-Rabbia (12) Indie w liczbach (1) Indus (1) indyjski (1) indyjski makijaż (1) indyjskie imiona męskie (1) indyjskie imiona żeńskie (1) Inne (3) inspiracje (1) Inveo (1) Irak (1) Islam (3) Jenny Nordberg (1) Joanna Łańcucka (1) Joanna Nowicka (1) Jodhpur (1) Jyoti Singh Padney (2) kajal (2) Kali Puja (1) Kamila Shamsie (2) kanya puja (1) Karen Dionn (1) kasty (3) Kishwar Desai (1) Klinika Spalonych Twarzy (2) kurkuma (1) kwas migdałowy (1) kwas solny (1) Laetitia Colombani (1) Lakhsmi (1) Lakshmi (2) Lakshmi Puja (1) Liebster Blog Award (1) Mahishasura (1) makijaż (1) Malala Yousafzai (1) Małgorzata Lupina (1) Małgorzata Warda (2) Marginesy (2) masa solna (1) masaż (1) maska (1) masło do ciała (2) masło shea (3) Meltem Yilmaz (1) Menla (1) Michelle Cohen Corasanti (1) Michelle Nouri (1) Mister 2016 (1) muzyka (3) Nadia Hashmi (1) Najel (1) Namaste (1) Nawaratri (3) Nocanka (1) Norel (1) ocm (1) ode mnie (12) Ogłoszenie (3) olej z krokosza (1) olejowanie ciała (2) olejowanie paznokci (2) olejowanie włosów (3) Orientalne (1) Orientalne Sekrety Piękna (6) Orientana (2) Otwarte (1) Pakistan (2) Parwati (1) Pascal (1) pasta cukrowa (1) peeling (2) Pielęgnacja (19) pielęgnacja twarzy (3) Planeta Organica (2) poczet bóstw hinduistycznych (3) Podstawowe Informacje (6) Podział administracyjny (1) Podział administracyjny Indii (1) posag (1) Prószyński i S-ka (1) Przedział dla Pań (1) Qanta A. Ahmad (1) rangoli (1) Rani Mukherjee (2) Rania Al-Baz (1) Ransom Riggs (4) recenzja (48) Red Horse (1) Religie (6) rękawica Kessa (1) Rohan Rathore (1) Rohit Khandelwal (1) Różowy gang (2) Sampat Pal Devi (1) saraswati puja (1) sati (1) savon noir (2) Scott Carney (2) serum (1) Sikhizm (2) słoń (2) słowiańszczyzna (1) solah shringar (1) Sonu Nigam (1) społeczeństwo (4) SQN (1) Swati (1) syndrom indyjski (2) Syria (1) szampon (2) Świat Książki (1) Świat Literacki (1) Święta (2) Święte Krowy (1) Taj Mahal (1) thriller (1) Thriller psychologiczny (1) Tradycje (1) Tradycje Indyjskie (13) tradycyjne ozdoby damskie (2) tradycyjne stroje damskie (2) tradycyjne stroje męskie (1) Tv (1) twarz (2) ubtan (2) Umi Sinha (1) Vatica (1) Veer- Zaara (1) Vidiadhar S. Naipaul (1) Warkocz (1) warny (1) Wielka Litera (4) William Dalrymple (1) wishes (2) włosy (10) Wydawnictwo Kobiece (2) Wydawnictwo Literackie (1) wydawnictwo Media Rodzina (2) wydawnictwo Novae Res (1) wydawnictwo Oficynka (1) Zabójstwo Honorowe (1) zapalenie okołomieszkowe (1) Zwiedzanie (3) (1)

Pinterest

Visitors

Flag Counter